Nie żyje Stanisław Mikulski. Aktor miał 85 lat

 Jak podało radio RMF FM, nie żyje aktor Stanisław Mikulski. Słynny odtwórca roli Hansa Klossa. Miał 85 lat.

fot: PAP

Legendarny aktor zmarł 27 listopada o godzinie 5:15.
         Stanisław Mikulski i Emil Karewicz w roli Hermanna Brunnera.

Staszek Mikulski był w bardzo dobrej formie. Co prawda, od tygodnia był w szpitalu… no i po prostu po lekkiej chorobie zmarł – powiedział w rozmowie z RMF FM Krzysztof Genczelewski, wydawca biografii aktora.

(fot. AKPA)

Stanisław Mikulski urodził się 1 maja 1929 roku w Łodzi. Aktor zadebiutował w 1950 roku rolą junaka młodzieżowej organizacji Służba Polsce w filmie Leonarda Buczkowskiego „Pierwszy start”. Pomimo że rola była epizodyczna, Mikulskipostanowił zająć się aktorstwem na poważnie.

W 1953 roku zdał aktorski egzamin eksternistyczny w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Po egzaminie rozpoczął występy w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. W 1964 roku przeniósł się do Warszawy i grał w stołecznych teatrach – Powszechnym, Ludowym, a następnie w Teatrze Polskim. W latach 1983-88 był aktorem Teatru Narodowego. Równolegle z karierą teatralną rozwijała się jego kariera filmowa. W 1955 roku Mikulski zagrał w filmie sensacyjnym „Godziny nadziei” Jana Rybkowskiego. Aktor po raz pierwszy wcielił się wówczas w rolę żołnierza SS. Następnie pojawił się jako Blondyn w „Cieniu” (1956) Jerzego Kawalerowicza.

(fot. EastNews)

Trzy lata później, w 1968 roku, premierę miał serial „Stawka większa niż życie” Andrzeja Konica i Janusza Morgensterna. Mikulski zagrał w nim główną rolę – Hansa Klossa, a właściwie Polaka Stanisława Kolickiego, który od 1941 roku do końca wojny podszywał się pod oficera niemieckiego Hansa Klossa i zdobywał cenne dla wywiadu radzieckiego informacje.

Wszystko zaczęło się pod koniec 1964 roku, kiedy dostał propozycję zagrania w sześciu odcinkach widowiska telewizyjnego pt. „Stawka większa niż życie”. Przyjął rolę, bo gwarantowało to zagranie w sześciu spektaklach Teatru Telewizji – na początku było to w ramach Teatru Sensacji. Te pierwsze sześć odcinków było emitowanych na żywo. Nikt nie spodziewał się, że zainteresowanie nimi będzie tak ogromne, widzowie niejako wymusili jego kontynuację. Spektakli teatralnych było w sumie 14 i dopiero po nich zaczęto realizację tej wersji „Stawki większa niż życie”, którą emitowano jako serial telewizyjny.

(fot. Film Polski)

Dzięki roli Klossa Mikulski zdobył wielką popularność – przez kilka lat z rzędu był najpopularniejszym aktorem, nie tylko w Polsce. W 1972 roku po wyemitowaniu „Stawki…” we wszystkich demoludach Mikulski został okrzyknięty najpopularniejszym aktorem krajów socjalistycznych.

– Ten wybitny aktor urodził się w najpiękniejszym dniu roku: 1 maja – pisały radzieckie gazety. Popularność serialu i roli Klossa trwa do dziś. Serial jest często powtarzany przez telewizyjne stacje, a w Katowicach na początku marca 2009 roku otwarto prywatne Muzeum Hansa Klossa.

(fot. Film Polski)

Aktor – po stworzeniu roli Klossa – wystąpił jeszcze w wielu filmach, m.in. w serialowej adaptacji książki Zbigniewa Nienackiego „Samochodzik i Templariusze” (1971) Huberta Drapella; w „Opętaniu” (1972) Stanisława Lenartowicza zagrał Karola, a w serialu „Polskie drogi” (1976) Krzysztofa Prymka i Janusza Morgensterna pojawił się jako kapitan Rogalski.

W okresie stanu wojennego nie przyłączył się do bojkotu telewizji przez środowisko aktorskie. Aktorzy, którzy nie przyłączyli się do bojkotu po 13 grudnia 1981 r., byli „wyklaskiwani” lub „wykasływani” ze sceny. W latach 1988-90 pełnił funkcję dyrektora Ośrodka Informacji i Kultury Polskiej w Moskwie.

W 1990 roku aktor przeszedł na emeryturę. Nie zniknął jednak z telewizyjnego ekranu. W połowie lat 90. prowadził teleturniej „Koło fortuny” (więcej tutaj). Pojawiał się również w popularnych polskich telenowelach i serialach, m.in. „Na dobre i na złe” (2005) oraz „Kryminalni” (2004-2007).

Prywatnie Stanisław Mikulski był szczęśliwym mężem Ewy Mikulskiej. Para doczekała się syna Piotra.

(fot. AKPA)

5 Komentarzy

Filed under Bez kategorii

5 responses to “Nie żyje Stanisław Mikulski. Aktor miał 85 lat

  1. pekok12

    Stanisława Mikulskiego „żołnierze wyklęci” coś nie kochają, za to Rosjanie – tak. Odpowiedź może się kryć artykule Magdaleny Ziętek, który pozwolę sobie przytoczyć w całości:

    Magdalena Ziętek: Żołnierze Wyklęci – tragicznej historii ciąg dalszy

    Żołnierze Wyklęci – tragicznej historii ciąg dalszy
    Wielu bacznych obserwatorów życia politycznego III RP na pewno zadaje sobie pytanie o to, dlaczego – wbrew konsekwentnie prowadzonej przez władze naszego państwa antypatriotycznej polityce – zostało ustanowione święto państwowe na cześć tzw. Żołnierzy Wyklętych. Co więcej, jest to promocja swoistego ich kultu. Na pierwszy rzut oka można by przypuszczać, że chodzi o to, by dać Polakom jakąś nieszkodliwą namiastkę patriotyzmu. Jednakże po głębszym zastanowieniu się trudno nie dostrzec, iż taka forma patriotyzmu jest propagowana właśnie dlatego, że ma ona na trwałe szkodzić Polsce. Mamy tutaj bowiem do czynienia z celowymi działaniami wychowawczymi (w rozumieniu socjocybernetyki), które mają u Polaków wytworzyć postawy, które są szkodliwe z punktu widzenia interesów narodu polskiego. Po pierwsze, działania te mają służyć „podtrzymaniu przy życiu” stereotypu męczennika, który jest dominującym stereotypem patriotyzmu w społeczeństwie polskim. Związany jest z nim kult tych, którzy w imię racji moralnych przegrali walkę polityczną. Po drugie, działania te mają wzmocnić panującą w Polsce ideologię antykomunizmu. Po trzecie, kult ten ma także na celu podtrzymanie w społeczeństwie polskim rusofobii.
    Zacznijmy od pierwszego aspektu kultu Żołnierzy Wyklętych. Kult ten idealnie wpisuje się w dominujące wśród Polaków wyobrażenie patriotyzmu jako gotowości do złożenia najwyższej ofiary za swoją ojczyznę. Tak rozumiany patriotyzm ignoruje pytanie o skuteczność podejmowanych działań na rzecz ojczyzny – liczy się jedynie ich etyczny wymiar, rozumiany jako gotowość do umierania za rzekomo słuszną rację moralną. Takie właśnie oprogramowanie patriotyczne oczywiście sprzyja przegrywaniu na polu – nazwijmy to – codziennej i przyziemnej walki politycznej. Nie uczy ono bowiem podejmowania działań w sposób przemyślany, zdyscyplinowany i konsekwentny. Zamiast tego wzmacnia emocjonalny i spontaniczny (wręcz odruchowy) sposób reagowania na konkretne wyzwania i zagrożenia. Kult Żołnierzy Wyklętych ma więc odwracać uwagę Polaków od takich wzorców patriotyzmu, które zakładają podejmowanie planowych i systematycznych działań na rzecz państwa polskiego. Zatrzymajmy się dłużej przy tym zagadnieniu.
    W tekście, który ma stanowić pierwszy rozdział książki pt. „Podstawy naukowe nacjokratyzmu” (dostępnym na stronie http://www.socjocybernetyka.pl), Józef Kossecki omawia rolę taktyki, sztuki operacyjnej, strategii i ideologii w działaniach społecznych. Cytuje on klasyka nauk wojennych, generała Stefana Mossora: „Taktyka w pojęciu nowoczesnym obejmuje nie tylko umiejętność ugrupowania wojska do walki, ale i uzgodnienie kilku walczących obok siebie czynników do wspólnego wysiłku mającego jeden cel ograniczony w czasie i przestrzeni. […] Strategia jest najwyższą dziedziną sztuki wojennej. Nie zniża się ona nigdy do rzemiosła wojennego, jakim jest bezsprzecznie taktyka, pozostając zawsze na wyżynach potężnych zamiarów, rozstrzygających o losach krajów”. Na tle takiego rozróżnienia należy przyjąć, iż Żołnierze Wyklęci działali wyłącznie na poziomie taktycznym, ich działania nie były jednak podejmowane w ramach jakiejkolwiek przemyślanej strategii. Podtrzymywanie takiego kultu ma więc na celu to, aby Polacy nie potrafili myśleć i podejmować skutecznych działań na poziomie strategicznym. J. Kossecki wskazuje na to, że „W polityce dodać tu jeszcze trzeba walkę ideologiczną, gdyż ideologia w rozumieniu socjocybernetycznym, wytycza zasadnicze cele wszelkich działań społecznych, w tym również wszelkich rodzajów walki. […] Strategia wynika z ideologii, sztuka operacyjna wynika ze strategii, zaś taktyka ze sztuki operacyjnej. […] Pojęcie ideologii ma w tych rozważaniach znaczenie ogólne i oznacza systemy norm społecznych wytyczających zasadnicze cele działań społeczeństwa jako systemu autonomicznego. Przy czym przez system autonomiczny – zgodnie z definicją Mariana Mazura – rozumiemy system, który ma zdolność do sterowania się i może przeciwdziałać utracie tej swojej zdolności, albo inaczej mówiąc jest swoim własnym organizatorem i może się sterować zgodnie z własnym interesem (w określonych granicach)”. Ze słów tych jednoznacznie wynika, że o społecznym systemie autonomicznym możemy mówić tylko wtedy, kiedy jest on w stanie wypracować swoją własną ideologię i strategię. Dopiero po wykonaniu tego zadania można przystąpić do celowych i skutecznych działań społecznych. W przeciwnym razie – jak słusznie stwierdza J. Kossecki: „narażamy się na fiasko tych działań, albo też przejęcie – jawne lub ukryte – sterowania tymi działaniami przez inny system, który powyższe problemy rozwiązał i może działaniami społecznymi skutecznie sterować – oczywiście we własnym interesie”.
    Rozważania J. Kosseckiego na temat związku między strategią a ideologią prowadzą nas do drugiego aspektu kultu Żołnierzy Wyklętych, czyli kwestii ideologii antykomunizmu. W celu uniknięcia możliwych nieporozumień chciałabym zaznaczyć, że pod pojęciem ideologii antykomunizmu rozumiem ideologię, która jest odpowiednikiem ideologii antyfaszyzmu. Ideologia ta nie posługuje się żadnym precezyjnie zdefiniowanym pojęciem komunizmu, nie proponuje żadnej spójnej teoretycznie krytyki komunizmu oraz tworzy czarno-biały obraz rzeczywistości, zgodnie z którym obywatele PRL dzielili się na komunistów oraz opozycję demokratyczną. Po dokonaniu tego uściślenia przywołajmy jeszcze raz J. Kosseckiego, który stwierdza, iż „w hierarchii skuteczności społecznej, najwyżej stoi wybór odpowiedniej ideologii, następnie właściwej strategii, potem rozwiązań operacyjnych i na koniec taktycznych. Błędnych wyborów ideologicznych nie da się nadrobić nawet najlepszą strategią, sztuką operacyjną czy taktyką […]”. Jak już to już zostało wspomniane, kult Żołnierzy Wyklętych idealnie wpisuje się w ideologię antykomunizmu, która zdominowała polskie życie polityczne. Zgodnie z tą ideologią cały dorobek PRL należy uznać za z gruntu zbrodniczy i potępić go moralnie. Z tego wynika taka sama ocena każdej formy współpracy ze strukturami ówczesnej państwowości. W świetle tej ideologii postawa np. Adama Doboszyńskiego, który nawoływał do zaprzestania walk przez żołnierzy, współcześnie nam obwołanych Żołnierzami Wyklętymi, także zasługuje na moralne potępienie. Kult Żołnierzy Wyklętych ma więc służyć temu, aby w Polsce nie powstała żadna inna ideologia, która mogłaby wyprzeć ideologię antykomunizmu. Zaś ideologia antykomunizmu powstała w ośrodkach sterowniczych innych systemów, które za jej pomocą,, zgodnie z przytaczanymi słowami J. Kosseckiego, sterują społeczeństwem polskim w swoim własnym interesie. Zagadnienie to wymaga osobnego opracowania, w tym tekście chciałabym tylko zwrócić uwagę na jeden aspekt szkodliwych dla Polski skutków tej ideologii.
    Chodzi o kwestię Ziem Odzyskanych. Przyłączenie tych ziem do Polski jest ściśle powiązane z powstaniem PRL-u i polityką Związku Radzieckiego. Co więcej, także z PRL-em powiązane jest ściśle zbudowanie struktur polskiej państwowości na tym obszarze. Ideologia radykalnego antykomunizmu, czyli radykalnego negowania legalności i dorobku PRL, siłą rzeczy musi prowadzić do zanegowania wysiłku tych wszystkich osób, które pracowały nad budowaniem struktur polskiej państwowości na tych terenach. W świetle kultu Żołnierzy Wyklętych działania tych osób jawią się jako antypolskie – jako wyraz podległości Moskwie i hołdowania komunistycznej ideologii. Pod wpływem działania tej propagandy sami Polacy coraz częściej negują koncepcję Ziem Odzyskanych i traktują ją wyłącznie jako wytwór propagandy komunistycznej (należy na marginesie dodać, że pod wpływem tej samej propagandy wielu Polaków posługuje się propagandowym terminem „wypędzonych”). Co więcej, coraz częściej uważają za moralnie uzasadnione żądania niemieckie do odtwarzania niemieckości na tych terenach – właśnie w ramach rozrachunku z komunizmem i „antyniemiecką propagandą PRL”. Żeby nie pozostać gołosłownym, przywołam jeden przykład. Zacytujmy fragment artykułu Jacka Nizinkiewicza pt. „Wrocław: historia przezwyciężona”: „Nowo przybyła ludność urzędowo „odniemczała” Wrocław. Miasto ludnościowo stawało się polskie. Powojenna polityka komunistyczna propagandowo, już od najmłodszych lat w szkołach, wpajała, że zamieszkane wcześniej miasto przez ludność niemiecką było przesiąknięte polskością. Rodząca się w PRL podziemna opozycja próbowała odkłamywać przeszłość i narzucaną Polakom przez Związek Radziecki niechęć do Niemców. Częściowo niechęć Wrocławian do zachodnich sąsiadów wynikała z obawy przed odbiorem ziem i domostw, które to obawy nigdy się nie spełniły. […] Dziś Polacy na Dolnym Śląsku z radością witają niemieckich turystów, którzy z akceptacją wrocławian nazywają Wrocław Breslau. Dziś we Wrocławiu z powodzeniem funkcjonuje mniejszość niemiecka. […] Wcześniej część Wrocławian łączyła się w solidarnościowym zrywie przeciwko komunistycznej władzy i jej propagandzie. Dziś mieszkańcy miasta wydają się być pogodzeni z niełatwą kulturą Wrocławia i żyją świadomie w pełnej asymilacji kulturowej” (30.08.2013r., http://www.rp.pl/artykul/1043303.html).
    O fatalnych skutkach ideologii antykomunizmu w kontekście kwestii Ziem Odzyskanych świadczy także artykuł Roberta Kościelnego pt. „Na straży polskich interesów”. Zaprezentujmy jego dłuższy fragment: „Chodzi o fakt, że obszar ten, choć słowiański, to jednak od średniowiecza zniemczany przez kolonistów, później należący do państwa pruskiego, a następnie Niemiec, dostał się po II wojnie światowej w granice sowieckiego protektoratu, zwanego od 1952 r. Peerelem, rządzonym przez polskich namiestników na podstawie otrzymanego od Moskwy jarłyku. Namiestnicy wyznaczali lokalnych kacyków otaczających się prowincjonalnym dworem. Wśród dworzan byli również historycy. I to oni właśnie oraz ich młodsze klony piszą dziś historię tych ziem po 1945 r., równie zakłamaną jak ich życiorysy. […] Przyjąć, że w 1945 r. rodziła się państwowość polska czy w ogóle państwowość – wszak niektórzy socjologowie uważają, że Peerel nie tylko nie był Polską, ale również nie wypełniał definicji państwa – jak też uznanie, że w czasach przełomu tworzyliśmy jakąś wspólnotę będącą w stanie razem (z PZPR) odbierać doświadczenia „na drodze do społeczeństwa obywatelskiego”, to uruchomić katarynę, która już będzie mówić za nas: z różnych stron historycznego podziału szliśmy do tego samego celu – III RP, „demokratycznego państwa prawnego, urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej”. To przyznać, że racje rotmistrza Pileckiego były tyle samo warte co Humera, że Polska z testamentu „Warszyca” nie może rościć pretensji do bycia lepszą od tej opisanej w konstytucji z 1952r., a I sekretarz KW miał swoją rację i palący gmach KW mieli swoje racje.[…] Należy podnieść znaczenie Szczecina – uświadomić mieszkańcom miasta i kraju, a nade wszystko sąsiadowi z Zachodu, że jesteśmy tu, bo wywalczyliśmy sobie te ziemie walką z komunizmem: krew Polaków wylana w 1970 r., męstwo lat 1980-1981, walka i ofiary stanu wojennego uzasadniają w sposób absolutny i bezsporny naszą obecność nad Odrą i Bałtykiem. Dzięki naszemu zaangażowaniu i poświęceniu w walce z nasłanymi z „moskiewskiego chanatu” nadzorcami runął mur berliński, mogło dojść do zjednoczenia narodu niemieckiego, Europa mogła odetchnąć od trwogi przed komunizmem i wojną atomową. Wywalczyliśmy sami sobie te ziemie. W sposób heroiczny, pokojowy. I dlatego tu jesteśmy i będziemy. A nie dzięki sowieckim czołgom i pepeszom – jak to próbują wciskać niewolnicze dusze, które wychynęły z cienia Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Szczecinie. Nie może być tak, że do miasta wjeżdża się Trasą im. Piotra Zaremby, pieszczocha władzy ludowej. Do Szczecina winno się wjeżdżać promenadą bohaterów Grudnia ´70 i Sierpnia ´80. A witać przybyszów powinien olbrzymi monument upamiętniający ofiary komunizmu i niezłomnych walczących z reżimem” („Nasz Dziennik”, 29.10.2012). Celowo przytoczyłam dłuższy fragment tego tekstu, gdyż stanowi on dobitne potwierdzenie postawionych w moim tekście tez. Autor maluje czarno-biały obraz PRL, którego obywatele rzekomo dzielili się na polskich namiestników na podstawie otrzymanego od Moskwy jarłyku oraz prawdziwych patriotów-opozycjonistów, do których należeli oczywiście Żołnierze Wyklęci.
    Wyznawcy ideologii antykomunizmu – co zostało zaprezentowane na dwóch powyższych przykładach – potępiają działania podejmowane przez wszystkich tych, którzy po wojnie pracowali nad ustanowieniem polskiej państwowości na tych terenach. Za wyraz rzekomej uległości Moskwie muszą oni więc uznać np. powojenną twórczość Melchiora Wańkowicza. Wańkowicz w książce pt. „Walczący gryf” pisze tak: „Na zjeździe w pięćsetlecie Grunwaldu zorganizowanym w Krakowie w 1910 roku witałem imieniem młodzieży Pomorzan składających wieńce u stóp pomnika Jagiełły. W 1913 roku, przemierzając Pomorze Gdańskie, drętwiałem widząc ład pruski zakrzepły na mierzwie słowiańskiej. W 1919 roku szedłem pieszo z Kolibek do Gdyni po wyzwolonym brzegu. W dwudziestoleciu widziałem Gdynię rosnącą z piachu nadmorskiego. W lipcu 1939 roku widziałem fanfary i parady hitlerowskie w Gdańsku; niebawem runął kolejny odwet. I doczekałem nowego nawrotu fortuny. Ale tym razem nie szedłem od Kolibek do Gdyni, tylko jechałem naszym brzegiem od Gdańska po Szczecin. W dwa i pół tygodnia po wyzwoleniu Gdańska i nazajutrz po osadzeniu tam pierwszego wojewody, w dniu 16 kwietnia 1945 r., wpisano do ksiąg pierwszego noworodka – Barbarę Labun, córkę artystki-malarki […] Czas pracuje na nas”. Wańkowicz dalej wymienia wszystkich tych, którzy pomagali mu przy pisaniu tej książki – wśród nich są także osoby publiczne. Wspominam o tym dlatego, iż dla wyznawców ideologii antykomunizmu są oni wyłącznie zdrajcami. Niestety, podczas gdy ci ostatni pracowali nad tym, aby Polska umiejętnie wykorzystała ten „nowy nawrót fortuny”, polscy antykomuniści skutecznie przyczyniają się do tego, że Polska te ziemie traci.
    Jak słusznie stwierdza Rafał Brzeski, w naszej części globu rzadko prowadzi się wojny energetyczne, natomiast dominują tu wojny informacyjne. Różnicę między nimi Brzeski, w sposób obrazowy, tak charakteryzuje: „Jeśli Kali palnąć kogoś maczugą, zgruchotać mu czaszkę i zabrać jego krowy, to jest to wojna energetyczna, ale jeśli Kali przekonać kogoś, żeby sam mu przyprowadził swoje krowy, to jest to wojna informacyjna” („Wojna informacyjna”, http://www.socjocybernetyka.pl/). Propagowanie w Polsce ideologii antykomunizmu bez wątpienia jest jednym z elementów toczącej się wojny informacyjnej. Tajemnicą Kościelnego pozostanie bowiem uzasadnienie tego, że rzekomo walka z komunizmem dała nam prawo do Ziem Odzyskanych. Natomiast nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że negowanie realnego faktu, iż to właśnie dzięki sowieckim czołgom i pepeszom weszliśmy w posiadanie tych ziem, może doprowadzić do katastrofalnych skutków. Wańkowicz pisał o tym, że „Furor Teutonicus” ciągle usprawniał swojej metody – Smętek znowu przystąpił do ataku, jak zwykle, w sposób bardzo nowoczesny.
    Należy jeszcze krótko wspomnieć o związanej z kultem Żołnierzy Wyklętych rusofobii. Za pomocą podtrzymywanej w polskim społeczeństwie anty-rosyjskości pcha się Polskę w ramiona UE – a przede wszystkim Niemiec – i USA.
    Podsumowując, należy stwierdzić, że kult Żołnierzy Wyklętych idealnie wpisuje się w praktykę propagowania wśród Polaków patriotyzmu rozumianego jako pozbawionej głębszego namysłu gotowości do radykalnego konfrontacjonizmu. Powstańcy warszawscy – Żołnierze Wyklęci – radykalne skrzydło opozycji solidarnościowej to różne wariacje na ten sam temat. Tym pierwszym poświęcono muzeum, drugim święto państwowe, a ci trzeci mają zostać upamiętnieni w tworzonym w Gdańsku Europejskim Centrum Solidarności (na marginesie należy wspomnieć, iż jego dyrektorem jest mieszkający od wielu lat w Niemczech Basil Kerski, redaktor naczelny polsko-niemieckiego czasopisma „Dialog”). Niestety, tragizm żołnierzy niezłomnych (bo tak właściwie należałoby określać ich los) polega na tym, że tak jak po wojnie ich walka przyczyniła się do umocnienia się pozycji faktycznego namiestnika na podstawie otrzymanego od Moskwy jarłyku, czyli Bermana, tak teraz jej wspomnienie wykorzystywane jest w celu umacniania się wrogich Polakom ośrodków władzy.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.